Jeśli sopoccy wczasowicze wpadną wieczorem do Teatru Kameralnego przy Monciaku na "All inclusive", wielu z nich zobaczy na scenie samych siebie. Wątpię jednak, czy będą tym widokiem zbudowani.
Bohaterowie sztuki Marka Modzelewskiego to dwie pary szukające odpoczynku w jakimś modnym kurorcie za granicą ("pełno Polaków" zdegustowani stwierdzą jednak pierwszego dnia). Na pozór niczego im nie brakuje. Młodzi: mają po trzydzieści parę lat, ustawieni już, mogliby się cieszyć życiem i kurortowymi atrakcjami. Mogliby, ale nie mogą. Co im na to nie pozwala? Oni sami. Na naszych oczach ta cieniutka warstewka względnego luksusu i życiowego sukcesu złuszcza się jak zbyt szybko przypieczony na słońcu naskórek. Ich małżeństwa są nieudane, romanse pokręcone (czy zresztą bywają proste romanse?), nadzieje zawiedzione. W środku to dość w gruncie rzeczy małe figury i nieszczęśliwi ludzie. Sztuki Marka Modzelewskiego mają często podobne postaci za bohaterów. Młoda polska klasa średnia, której apetytu na udane życie nic już nie ogranicza, a jednak - życie im się nie udaje. Z prostego powodu: zamożność polega na bogactwie wewnętrznym, a z tym u