1. "Spektakl nie dla szkół. Dla koneserów". Takimi oto słowy kończy się recenzja Janusza R. Kowalczyka z premiery "Tańców w Ballybeg", sztuki Briana Friela wystawionej przez Teatr Powszechny w Warszawie[*]. Jest to, należy sądzić, najczulszy wyraz sympatii, na jaki stać dzisiejszego recenzenta autentycznie zachwyconego przedstawieniem, a nie chcącego szpikować tekstu egzaltowanymi superlatywami; wyraz cenny, bo szczery. Zarazem jednak w tej poincie zawiera się - wpisana zapewne mimochodem, tym więc może celniejsza - diagnoza schorzenia, na jakie cierpi dziś świadomość tak twórców teatru, jak i komentatorów sztuki scenicznej. O precyzyjne nazwanie tego schorzenia należałoby zapewne poprosić doświadczonych neurologów. Na laickie oko jest to stan lekko depresyjny ze skłonnością bądź do załamań, bądź do ucieczek w świat ułudy, stan niekiedy przeradzający się także w początkowe stadium schizofrenii. Oto trwa przed naszymi oczyma od wielu ju�
Źródło:
Materiał nadesłany
"Dialog" nr 9