"Chopin" w reż. Patrice'a Barta w Teatrze Wielkim Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Jacek Hawryluk w Gazecie Wyborczej.
Chronologicznie śledzimy życie Fryderyka, od narodzin po śmierć. Przed naszymi oczyma przewijają się jak w kalejdoskopie obrazy pocztówki. Banalne skojarzenia - powstanie, rozstrzelania, podróże, salon paryski, słoneczna Majorka, łoże śmierci. Jakbyśmy uczestniczyli w lekcji muzyki w szkole podstawowej. Obrazy konstruowane przez Barta potęgują stereotypy na temat życia Chopina, od których przy okazji rocznicy staramy się uciec. Dużo tu gadżetów, mało zaś prawdziwych uczuć wyrażonych tańcem. Muzykę Chopina pomieszano z kompozycjami jemu współczesnych (Berlioza, Schumanna, Liszta) - to pomysł akurat trafiony. Na scenie oglądamy duży skład baletowy - słowa uznania należą się Ewie Nowak (Muzyka) i Władimirowi Jaroszence (Fryderyk), słuchamy śpiewającej Agnieszki Rehlis, Chóru Opery Narodowej, dwóch pianistów (Krzysztofa Jabłońskiego i Sławomira Wilka), orkiestry. A mimo to po wybrzmieniu ostatniego akordu pozostaje pustka i poczucie zm