Dwa poziomy, dwa bary, kino, teatr i dark room. Wybrałam się tu z mamą. Promienie popołudniowego słońca padały na nas przez przeszklony dach górnej sali; piłyśmy jogurt i rozmawiałyśmy o Czechosłowacji. Wysłałam też znajomego Niemca żądnego warszawskich nocnych uciech. "Całkiem tu miło - napisał w sms-ie. - Jak w Berlinie 10 lat temu" - o warszawskim klubie Le Madame pisze Claudia Snochowska-Gonzalez w Foyer.
Fajrant w fabryce Kiedy latem 2003 roku Krystian Legierski i Ela Solanowska pierwszy raz zobaczyli to miejsce, stały tu jeszcze maszyny, na półkach walały się narzędzia, a na podłodze lśnił smar. Do niedawna mieściła się tu Doświadczalna Fabryka Aparatury Pomiarowej. Co produkowała? Wtajemniczeni mówią, że urządzenia do podsłuchu. Adaptacja sprowadziła się do nadania ścianom soczystszych kolorów, urządzenia dwóch barów i wniesienia mebli do siedzenia, pokładania się i leżenia. Duch tajemniczej manufaktury został zachowany. Lokal dalej wygląda jak fabryczna hala, tyle że podczas fajrantu. "Na pomysł założenia Le Madame wpadliśmy z Elą po studiach. To było po naszym powrocie z kilkumiesięcznego pobytu w Anglii - opowiada Krystian. - Oboje skończyliśmy prawo i wtedy właśnie zorientowaliśmy się, że nie chcemy brać udziału w wyścigu szczurów. Chcieliśmy stworzyć miejsce, które nie tylko będzie zaprzeczeniem wszystkich klimatów kanc