EN

27.10.2022, 20:26 Wersja do druku

Tam, gdzie wróżki (nie) umierają

„Piotruś Pan. W cieniu dorosłości" wg J.M. Barrie'ego i Łukasza Zaleskiego w reż. Przemysława Jaszczaka Teatru Papahema i Teatru Ludowego. Pisze Wojciech Jerzy Kieler w portalu Teatrologia.info.

fot. fot. HaWa / mat. teatru

W weneckiej kolekcji Peggy Guggenheim znajduje się obraz Pabla Picassa ukazujący dwie kobiety na brzegu morza. Z troską i czułością umieszczają one na wodzie łódeczkę – zabawkę, symbol nowego życia. Zza horyzontu wyłania się niepokojąca męska głowa, której właściciel zdaje się czyhać na stateczek, by przerwać jego bezpieczny rejs. Ten obraz przyszedł mi na myśl podczas przedpremierowego pokazu Piotrusia Pana. W cieniu dorosłości. Twórcy tego spektaklu w mistrzowski sposób połączyli baśń, która bawi najmłodszych, przewrotną lekcję o cieniach dorosłości dla tych, którzy dziećmi właśnie być przestają, oraz wysmakowaną, pełną czułości i mądrej refleksji opowieść dla widza w każdym wieku.

Spektakl zrealizowany w ramach Programu OFF Polska wyprodukowany został przez Teatr PAPAHEMA, stworzony w 2014 roku przez czworo aktorów, absolwentów białostockiego Wydziału Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej: Paulinę Moś, Helenę Radzikowską, Pawła Rutkowskiego i Mateusza Trzmiela. Od tego czasu zrealizowali oni czternaście spektakli, zdobyli liczne nagrody i wyrobili sobie nie tylko powszechnie rozpoznawalną w teatralnym świecie markę, ale także, co najistotniejsze, niepowtarzalny styl. Opiera się on na łączeniu liryzmu z groteską, przenikliwości interpretacyjnej z pełnym lekkości dystansem, szacunku dla znakomicie brzmiącego słowa z plastycznymi walorami teatru formy. Ich słodko-gorzkie w wymowie spektakle oparte zarówno na wielkiej klasyce (Shakespeare, Molière), jak i na tekstach współczesnych, doprawiane są błyskotliwym humorem. Mają w dorobku przedstawienia przeznaczone dla dzieci i dla młodzieży, którym towarzyszy bogata i przemyślana oprawa dydaktyczna (tak jest również w przypadku Piotrusia Pana), ale także przewrotne i mrocznie odczytanie baśni Andersena (Calineczka dla dorosłych). Nie dysponując własną siedzibą, chętnie współpracują z teatrami stacjonarnymi. PeKiN i Madagaskar stworzyli wraz z Teatrem Żydowskim w Warszawie, a Piotruś Pan to koprodukcja z Teatrem Ludowym w Krakowie (do zespołu tego teatru należą grający w spektaklu Weronika Kowalska i Robert Ratuszny, a także Mateusz Trzmiel). Spektakl wyreżyserował Przemysław Jaszczak, specjalista od przedstawień familijnych i młodzieżowych, z którym producenci spektaklu współpracowali uprzednio przy Alicji po drugiej stronie lustra w warszawskim Teatrze Polonia.

Oglądając przedstawienie trudno uciec od myśli, że opowieść o Nibylandii jest w pewnej mierze narracją o PAPAHEMIE. Czwórka artystów, zamarzywszy o swobodzie wypowiedzi twórczej w zdawałoby się zabetonowanym środowisku teatralnym, gdzie rację bytu (również finansowego) mają jedynie teatry o stałym dotowaniu, a młode zespoły offowe w znacznej mierze są efemerydami lub w kalejdoskopowym tempie zmieniają składy, uwierzyła, że może latać. Zapragnęła uciec przed taką wizją aktorskiej dorosłości, w której miejsce piratów i krokodyla zajmują trudne, artystyczne kompromisy. Stworzyła swój niepodległy świat.

Fabuła spektaklu opiera się na wątkach zaczerpniętych z prozy Jamesa Matthew Barriego, które zostały przefiltrowane przez wrażliwość zarówno Łukasza Zaleskiego, autora dramatu Poszukując Piotrusia Pana, jak i współtworzących przedstawienie aktorów. Na scenie ukazana została sprawcza moc stymulującej wyobraźnię literatury. Sięganie bohaterów po tekst powieści w trakcie spektaklu pełni funkcję dydaktyczną, zachęcając młodych widzów do lektury.

Widz ujrzy latającego Piotrusia (Mateusz Trzmiel), wróżkę Dzwoneczek (Paulina Moś) z wdziękiem i determinacją walczącą o swoją rację bytu, zaczytaną i racjonalną Wendy (Weronika Kowalska) oraz znanych z powieści piratów dowodzonych przez przezabawnego i pełnego animuszu kapitana Haka (Helena Radzikowska), krokodyla, Rdzennych Mieszkańców Ameryki (słusznie i konsekwentnie nazywanych w ten sposób podczas spektaklu) oraz syreny (w rolach syren, Rdzennych Mieszkańców Ameryki i piratów Paweł Rutkowski i Robert Ratuszny). Osią przedstawienia jest psychomachia, jaka toczy się o duszę Piotrusia między wróżką, inkarnacją dziecięcych marzeń o podróżach w wyimaginowane światy a Wendy, żądającą od chłopca, by dorósł. To jednak tylko jedna z warstw treściowych spektaklu. Sprawnie i dynamicznie opowiedziana baśń szybko okazuje się być fabularnym sztafażem, za którym kryją się niezwykle serio potraktowane refleksje na temat cieniów dorosłego życia. Widz, pretendujący do dorosłości, zrozumie, że to nie piraci niczym z balu przebierańców stanowią realne zagrożenie, ale brutalna geopolityka, w wyniku której kaperskie łodzie wypływają na somalijskie wody, że bać nie należy się gumowego krokodyla, a raczej tworzywa, z którego jest on wykonany i coraz realniej tykającego zegara ekologicznej katastrofy. Zderzy się z pułapkami popkultury – wypudrowaną wizją piratów z Karaibów i szczupłej niczym lalka Barbie disnejowskiej wróżki. Zmierzy się z mrokami dekolonializacji (tematu szczególnie istotnego dla Zaleskiego), a nawet w przejmującym i nieco subwersywnym finale z wizją rzeczywistości pozbawionej struktury głębokiej, świata, w którym umierają wróżki, bo ludzie przestają wierzyć w cokolwiek. Ujrzy też subtelną grę cieni, ewokującą niemal platońskie rozważania o naturze odbić, przewrotnej relacji prawdy i iluzji. Nie bez znaczenia jest też oczywiście wprowadzenie cienia do tytułu spektaklu.

Spektakl trwający godzinę, zgodnie z percepcyjnymi możliwościami młodego odbiorcy, obfituje w różnorodne środki warsztatowe. Układy choreograficzne i pojedynki szermiercze imponują dynamiką i sprawnością wykonania. Obok aktorstwa dramatycznego artyści korzystają ze swojego emploi, dwukrotnie ożywiając na scenie teatr cieni, nostalgiczny i wysmakowany. Wykreowane postaci są wyraziste, pełnokrwiste, oscylujące miedzy zakorzenionym w powszechnej wyobraźni modelem stworzonym przez Barriego a jego indywidualną, konsekwentną interpretacją. Piotruś Mateusza Trzmiela jest dziarski i zdeterminowany w scenach konfrontacji z kolejnymi odsłonami przygód, w dialogach świadomie traci pewność siebie. Zdaje się być nieco zagubiony, niepewny, badający granice baśni i zawieszony między światami. Osiąga ten rozdaj nieuchwytnego smutku, który emanował z obliczy dorastających dzieci na płótnach Olgi Boznańskiej. Paulina Moś to charakterna, choć pełna wrażliwości Dzwoneczek, która w finale emancypuje się i to do niej należy ostatni monolog. Broni prawa do swego literackiego wizerunku, walczy o marzenia i wiarę w miłość, przyjaźń i dobro, bez których gasną wszystkie (nie tylko teatralne) światła.

Sceną niepodzielnie zawładnęła jednak Helena Radzikowska. Kapitan piratów w jej interpretacji jest nerwowy, przygarbiony, głęboko oddycha, porusza się z impetem, operuje zamaszystym gestem, sprawnie manipulując hakiem. Aktorka przemawia niskim, gardłowym głosem, omiata spektatorów przenikliwym spojrzeniem, wywołując żywe emocje młodych widzów. Rola ta jednak, jak wszystko w tym spektaklu, jest tylko jedną z masek. Radzikowska „zdejmuje ją” z siebie, przełamując schemat gry i wychodząc poza odgrywaną postać. Iluzja pryska, co rozumieją nawet najmłodsi. Swym własnym głosem z mimiką pozbawioną ekspresji grubej kreski snuje prawdziwą, a przez to mroczniejszą od najbardziej ponurej baśni, opowieść o piratach. Jej autentyzm rezonuje z niezwykłą siłą.

fot. HaWa

Wyczarowanie Nibylandii w gotyckiej piwnicy krakowskiego ratusza to zasługa oszczędnej, ale sugestywnie stymulującej wyobraźnię scenografii i spektakularnej reżyserii światła. W półmroku wyłaniają się i przygasają żywe barwy. Lśnią świetliste miecze i solarne diademy syren, mienią się imponujące pióropusze, opalizują eteryczne skrzydełka Dzwoneczka. Wodę sprawnie imituje błękitnie podświetlana i poruszana przez aktorów folia. Papierowe stateczki, dziecięce zabawki w różnej skali, urastają do rangi potężnego symbolu podróży, która wiedzie z krainy nieokiełznanej, sprawczej wyobraźni ku jak najbardziej realnym, choć niekoniecznie bezpiecznym portom.

Piotruś Pan. W cieniu dorosłości to urzekający wizualnie, mądry i znakomicie zagrany spektakl o rozdarciu między baśnią a rzeczywistością, o porzucaniu dzieciństwa – lub jak kto woli – niewinnego spojrzenia na świat. Artyści serwują widzom widowisko kompletne. Szanując odbiorców w każdym wieku, kierują je przede wszystkim do nastoletniego, a więc szczególnie wymagającego, widza. Tego, o którego należy zawalczyć i pozwolić mu wierzyć, że istnieją wciąż krainy (choćby takie jak teatralna scena), w których wróżki nie umierają, gdzie ktoś szepnie do ucha: „jestem twoją supermocą, iskrą, która cię podpala”, bo wciąż istnieją wartości, w imię których warto odnaleźć i zrozumieć swój cień, a potem wyruszyć w podróż ku Nieznanemu.

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Wojciech Jerzy Kieler

Data publikacji oryginału:

20.10.2022