Sztuka Stasiuka nie tylko oddaje cześć anonimowym zmarłym, mówi też o bezsensie wojen, których ideały juz dawno poszły w zapomnienie - pisze Colette M. Schmidt w "Der Standard" po premierze sztuki "Thalerhof" w reż. Anny Badory w Schauspielhaus w Grazu.
Graz - "Błoto, krew i śnieg" - pod taką mieszaniną leżą ci, którzy przed 100 laty w Karpatach umarli bohaterską śmiercią. Polegli w mundurach, które zakładali dla cara albo dla austriackiego cesarza; polski autor Andrzej Stasiuk, mieszkający właśnie tam wśród setek wojskowych cmentarzy, przemawia do zmarłych. Ściślej mówiąc ze zmarłymi rozmawia alter ego Stasiuka, narrator w jego sztuce "Thalerhof", która w piątkowy wieczór miała prapremierę w Schauspielhaus w Grazu. Jan Thümer gra Podróżnego, który prowadzi myśl przewodnią dwuipółgodzinnego przedstawienia. W spektaklu w reżyserii dyrektor teatru, Anny Badory, prowadzi publiczność za rękę i opowiada też o innych zmarłych, którzy ponieśli nie mniej bezsensowną śmierć. Mowa o Rusinach, prawosławnych Słowianach, w katolickim cesarstwie uważanych za "rusofilów" i dlatego deportowanych ze swoich karpacko-ukraińskich wsi. 7000 internowano w obozie na terenie dzisiejszego lotniska Thaler