- Politycy mówią różne rzeczy, natomiast rzeczywistość jest taka, że w podręcznikach do historii o "Wujku" jest najczęściej jedno zdanie. Liczę, że dzięki spektaklowi również młodsi mieszkańcy Śląska zainteresują się tym, co w Katowicach wydarzyło się 16 grudnia 1981 r. - przed premierą spektaklu "Wujek 81. Czarna ballada" mówi Robert Talarczyk, reżyser i dyrektor Teatru Śląskiego, w rozmowie z Marcinem Zasadą z Polski Dziennika Zachodniego.
Rozmawiamy cztery dni przed premierą spektaklu "Wujek 81. Czarna ballada". Teatr już przygotowany? - Jak to pogotowie strajkowe. Mamy taką akcję przed teatrem pod hasłem "Śląsk pamięta" - z budynku zwisa taka duża sztrajfa, na której mogą wpisać się wszyscy, którzy pamiętają wydarzenia sprzed 35 lat w Katowicach. Natomiast jeśli chodzi o sam spektakl, to będzie bardzo skomplikowanym przedsięwzięciem: 50 osób na scenie, aktorzy, tancerze, muzycy, dzieci... Czeka nas sporo pracy przed sobotą. Punktem wyjścia dla scenariusza były pańskie osobiste przeżycia - 13-latka, który z dachu wieżowca obserwował wydarzenia w "Wujku". Długo czekał pan z przeniesieniem tej opowieści do teatru. - Pomysł właściwie narodził się z 15 lat temu podczas rozmowy z Bartkiem Wielińskim, dziennikarzem "Gazety Wyborczej". Pomyśleliśmy, że fajnie byłoby połączyć tę prawdziwą historię z abstrakcyjnym światem fantazji dziecka. Jako 13-latek, razem z kolegam