MIAŁ Warszawę we krwi. Warszawę i dowcip. Ala ten satyryk z temperamentu bywał również czułym lirykiem. Zdarzało się np., że tropiąc rozmaite absurdy codzienności, dostrzegał na pierwszym planie bzy w Ogrodzie Saskim. I chyba dopiero takie materii pomieszanie kryje prawdziwy portret Antoniego Słonimskiego - poety, satyryka, felietonisty, recenzenta, powieściopisarza i dramaturga.
Przepraszam, to nie wszystko. Jest jeszcze malarstwo, od którego zaczynał jako absolwent warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jest praca w UNESCO (1946-48), jest prezesura w ZLP (1956-59). Stanisław Baliński, przyjaciel po Skamandrze, nazwał kiedyś autora Czarnej Wiosny twórcą ruchliwym. Rzeczywiście, Słonimski uczestniczył w wielu ważnych wydarzeniach. Rasowy polemista prowokował wiele dyskusji. Sięgał do rozmaitych poetyk. Np. w 1924 r. wydal kolejny tomik wierszy oraz powieść fantastyczną "Torpeda czasu". Wnikliwy obserwator ulegał czasem retoryce. Nie był też nigdy awangardzistą, przeciwnie, akcentował często swój podziw czy wręcz sentyment dla tradycji. Wielbiciel Prusa, a zwłaszcza Lalki, próbował godzić romantyzm z pozytywizmem. Stąd wiara w sens słowa aktywnego. Słowa, które poruszały opinię społeczną. Szczególnie ostro występował w obronie pacyfizmu (m.in. głośny antyfaszystowski utwór Gratis pro Deo). Jednak mo�