Do tanga rzeczywiście trzeba dwojga, nawet jeśli to "Tango" sceniczne. Dobrze byłoby więc, gdyby realizatorzy potraktowali widzów jak partnera, a nie przypadkową "ciemną masę", do której trzeba mówić dużymi literami.
W przypadku katowickiego spektaklu o jakimkolwiek partnerstwie mowy być nie może. Widz sprowadzony został bowiem do zagubionego stworzenia, które nie do końca orientuje się w otaczającym go świecie. Nie może więc samodzielnie domyślić się, że skoro akcja spektaklu została przeniesiona do najnowszych czasów, to średnie pokolenie bohaterów musi pamiętać czasy komunizmu i "Solidarności", a dziadkowie - wojnę i okupację. A skoro widz nie wie, to reżyser musi mu to uświadomić. Żeby widz zrozumiał i naukę z teatru wyniósł. Stąd rozrzucane ulotki i transparenty ze znaczkiem "Solidarności", stąd kotara z "Trybuny Ludu", milicyjny mundur i czerwony krawat. I nic to, że tekst Mrożka okazuje się dzisiaj nader aktualny i czytelny, i że nie wymaga uaktualniania na siłę. Chęć uświadomienia widza pochłonęła reżysera całkowicie, stała się celem samym w sobie. Podporządkowane jej zostały wszystkie elementy realizacji. Dlatego całkiem dobrzy aktorz