WYBRAŁEM się na ten bardzo osobisty, wysnuty z dawnej przeszłości (z biografii Kantora) i mocno szokujący - jak mówiono w mieście - teatr Tadeusza Kantora. Hala stoczni nabita ludźmi, jak przed wojnami (I i II) nabijano w Wielopolu papierowe gilzy tytoniem: dokładnie, twardo, mocno. To pierwszy szok. Pierwsze zaskoczenie. A więc "masowy widz" chce takiego teatru? Teatru działającego skrótem, symbolem, ekspresyjnego w działaniu aktorskim i pięknego w obrazie. Obraz jest prawdziwie piękny, przykuwający uwagę, acz trochę upiorny, makabryczny. Ci dawno polegli żołnierze, poruszający się jak paralitycy w takt pieśni "Maszerują strzelcy, maszerują..." Pieśń rośnie, olbrzymieje, wypełnia całe wnętrze hali, wypełnia nasze uszy, wdziera się do mózgu i dudni w nim, krzyczy (rozpaczą), szaleje (żalem). Potem żołnierskie truchła zdejmują z głów siwe czapki, nakładają w ich miejsce birety, zamieniając się w stado biesów. Tańczą, maszerują na Golgo
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Bałtycki