Swój montaż, złożony z fragmentów czternastu tekstów Witkacego, Jerzy Grzegorzewski obdarzył tytułem ostatniej, przepadłej bez wieści, sztuki autora Onych. Zabieg ten .zdawał się zapowiadać, iż przedstawiona nam zostanie Grzegorzewskiego własna wizja dzieła wieńczącego dorobek Witkiewiczowskiej filozofii. Z Witkacowskich wątków, postaci, kwestii autor scenariusza buduje konstrukcję udatnie naśladującą styl Witkacego - ale też na naśladownictwie rzecz cała się kończy. Spektakl sprawia wrażenie, jakby skupiono się wyłącznie na podrabianiu maniery, wierząc, iż sensy urodzą się same, niejako przy okazji. Nie udało się stworzyć na scenie świata, który mógłby zrekompensować postaciom Witkacego, powyławianym z pozornego chaosu - pozornego, bo przecież rządzącego się swoistymi, zauważalnymi prawami - utratę ich poprzedniego środowiska. Postaci te zawisły w próżni. Rzeczywistość, zaprezentowana na scenie Studia, okazała się nie dość
Tytuł oryginalny
"Tak zwana ludzkość w obłędzie"
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 11