Jerzy Krzysztoń chorował - nie na serce, nie na płuca. W Związku Literatów napadł na Sokorskiego, ze straszną furią. Za programy telewizyjne, radiowe, za tolerowanie chałtury, za kłamliwe informacje. Ta choroba, to już wtedy się ujawniało. Darł się na tym zebraniu jak ekonom. Wielu po cichu przyznawało mu słuszność. Lecz taki atak na prezesa Radiokomitetu w tamtych czasach?... Sokor, stary satyr, gwałtownie zaatakowany, zamiast strofować pisarza, zgasił go frywolnym dowcipem. Jurek umilkł, sposępniał, wyszedł z zebrania chmurny, a w sali powtarzano, że "Sokor wykręcił mu zapalnik". Niezupełnie. Gniewny, wykrzykiwał w stołówce Związku rzeczy, za które powinien trafić na Rakowiecką. Trafił do Tworek. Odwiedziłem go tam. Zaczepny, napastliwy, rozmawiał dość logicznie. Lecz był to już nie ten Jurek, którego znaliśmy. Nigdy nie odzyskał swej dawnej osobowości, ale napisał niezwykłą trzytomową powieść Obłęd. Sam nie wiem, jak powiedzie�
Tytuł oryginalny
Tak to się kończy obłęd mój, a zaczyna wasz...
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 6