TV zafundowała nam ostatnio dwa cykle: pierwszy dotyczył jazdy na łyżwach, drugi - staruszków. Przy tej okazji wyszło na jaw, iż łyżwiarzy nie mamy wcale, a staruszka i to dużej europejskiej klasy przynajmniej jednego. W konkurencji tej aktorstwo polskie reprezentował Kazimierz Opaliński. Trzeba było podziwiać, jak niemal z dnia na dzień przedzierzgał się z mieszkańca podwarszewskiej miejscowości w amerykańskiego obywatela znad granicy meksykańskiej. Raz w utworze Brandysa pocieszał Ludwiżankę, to znów w dziele amerykańskim znęcał się nad Kossobudzką. Możliwe, iż taka anty-koordynacja jest świadoma. W przeciągu jednego tygodnia załatwiamy łyżwy i staruszków i wszystkie związane z tym problemy. Mamy też na długi czas z głowy Opalińskiego. I można przejść do wrotek, ludzi w średnim wieku i załatwić Łapickiego. Mamy też załatwione pozytywne recenzje. O łyżwach mało kto pisze, bo nikt się na tym nie zna. Opaliński - wiadomo - stwar
Tytuł oryginalny
Tak i nie
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 6