"Tajny dziennik" Mirona Białoszewskiego w reż. Wojciecha Urbańskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Tomasz Misiewicz w Odrze.
Fugi Jana Sebastiana Bacha towarzyszą czterem aktorom, którym rozpisano kwestie "Tajnego dziennika" Mirona Białoszewskiego. To odpowiednie tło dla prezentacji egzystencjalnych przemyśleń autora, którego twórczość wciąż budzi zainteresowanie wydawców i czytelników. Osobiste nostalgiczne motywy właściwie korespondują w tym "dzienniku" z opisem operacji matki czy pogrzebu ojca. Pióro pisarza epatuje tu szczerością wyznań, detalicznie odmalowując np. szpitalną umieralnię, w której ktoś mu bliski dopełnia żywota. Na Scenie Przodownik przy warszawskim Teatrze Dramatycznym zaprezentowano fragmenty tego opasłego wydania zapisków Białoszewskiego. Nie należą one do łatwych w odbiorze, a po dłuższym wysłuchaniu mogą wydać się widzowi dość monotonne. Choć towarzyszą im epizody drastyczne i makabryczne, np. opowieść o tym, jak leżąca na katafalku denatka wydaje ostatnie westchnienie. Nie chodzę na cmentarze - zapewnia sceniczny Miron. A jednak je