Wiosną zdobycie biletu na "Turandot" Giacomo Pucciniego graniczyło z cudem. Dla wszystkich, którym się to wówczas nie udało, mamy dobrą wiadomość: spektakl wraca na scenę. Reżyser Mariusz Treliński bezceremonialnie obszedł się z tkanką literacko-sceniczną, precyzyjnie obmyśloną przez kompozytora. Nie ma więc widowiskowej bajki o okrutnej chińskiej księżniczce, jest rodzaj psychoanalizy, zaglądanie w dusze bohaterów i ciąg efektownych, migotliwych obrazków, które sprawiają, że opera upodabnia się do muzycznego wideoklipu. Jedni są tą konwencją zachwyceni, innych ona drażni. Tym drugim radzimy poczekać do sceny, w której Turandot zadaje trzy zagadki zakochanemu w niej Kalafowi - jeśli ich nie odgadnie, zginie. Jesteśmy świadkami subtelnej, a jednocześnie pełnej namiętności gry i oglądamy teatr absolutnie najwyższej próby. W październikowych spektaklach usłyszymy premierowych wykonawców: Koreankę Lilly Lee w roli tytułowej, Kamena Chane
Tytuł oryginalny
Tajemnice okrutnej księżniczki
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 234