- Kwarantanna dotyczy widzów, a nie teatru. Teatr w historii przeżył różne kwarantanny, o ile widzowie je przeżyli. Jesteśmy przygotowani na różne scenariusze - mówi Tadeusz Słobodzianek, dyrektor naczelny i artystyczny Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy, w rozmowie z Tomaszem Miłkowskim w Przeglądzie.
Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy, jak nazwa wskazuje, kultywuje wystawianie dramatów. Nadal pan wierzy w dramat? - Wierzę. Dlaczego coś miałoby się zmienić? Układanie dramatów to moje podstawowe zajęcie. Bez dramatu teatr od 2,5 tys. lat nie miałby sensu. To dramat w różnych epokach nadawał teatrowi formę, a nie odwrotnie. Teraz też, choć forma jest inna, bo zmienia się postrzeganie świata. Ale bez konstrukcji nie powstała żadna dekonstrukcja, może najwyżej powstać destrukcja. Połączenie Dramatycznego, Teatru na Woli i Sceny Przodownik wywołało rozmaite reakcje. Mówiono o powstaniu koncernu. A pan dał przepis: trzeba wystawiać na małej scenie na 100 widzów sztuki kameralne, na średniej obliczone na 200-300 osób, na dużej sztuki na 500 osób. Repertuar dostosowany do skali widowni. Sprawdziło się? - Do tej pory tak. Mamy różnorodny repertuar, od mainstreamowej klasyki i musicalu do spektakli nieomal interwencyjnych, ale nasi widzowie akceptuj�