Odszedł Tadeusz Malak - wspaniały "Pan od poezji", jeden z ostatnich Rapsodyków ze słynnego krakowskiego teatru Mieczysława Kotlarczyka i... Karola Wojtyły, nasz profesor ze szkoły teatralnej. Na Jego pogrzebie biskup Grzegorz Ryś recytował Norwida. Było tak, jakbyśmy żegnali nie tylko człowieka, ale i poezję, i naszą własną wrażliwość, a także "małość politycznych podjazdów", na które jesteśmy skazani... Niezwykłe odczucie! Artystę wspomina Jerzy Stuhr.
- Znowu mamy odejście części epoki teatralnej, niesłychanie dla Krakowa ważnej. Tradycji teatru słowa. Tadeusz to był jeden z ostatnich artystów, który władał słowem. Już nie mówię o tradycji, z której się wywodził, czyli o Teatrze Rapsodycznym, ale potrafił to słowo z tamtej epoki Kotlarczyka przełożyć na współczesność. To rzadka umiejętność, bo byli aktorzy, którzy się w tym gubili. Ja z Tadeuszem miałem zawsze ciekawe spotkania. Zaczęło się od mojej pierwszej roli w Starym Teatrze, czyli od "Dziadów" Swinarskiego. Razem byliśmy na scenie prawie cały czas, bo ja grałem Belzebuba, diabła, który był wciąż obok Czarnego Anioła, a Tadeusz był właśnie Czarnym Aniołem. Pamiętam w Prologu: "Ludzie! Każdy z was mógłby, samotny, więziony / Myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony"... To Tadek mówił i do dziś pamiętam, jak głęboko było to wzruszające. To zdanie i dzisiaj by się przydało. Jestem z pierwszego pokolenia poloni