EN

17.03.2022, 09:50 Wersja do druku

Tadeusz Borowski. Pożegnanie (09.07.1941-04.03.2022)

Tadeusz Borowski był moim sąsiadem na Powiślu w Warszawie. Mieszkaliśmy przez wiele lat obok siebie i wielokrotnie mijaliśmy się na ulicy, kłaniając się sobie, a nierzadko także ucinając krótką pogawędkę, zwłaszcza od czasu, gdy poprosiłem go o wywiad do gazety „Południe. Głos warszawiaków”, dzięki czemu mieliśmy okazję porozmawiać dłużej. Pisze Rafał Dajbor.

fot. mat. teatru

W latach 1963-66 Tadeusz Borowski występował w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. W latach 1966-69 i 1970-72 pracował w Teatrze Narodowym w Warszawie, zaś w latach 1969-70 w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. A od roku 1972 nieprzerwanie występował w Teatrze Ateneum przy ul. Jaracza w Warszawie (czyli także na Powiślu) także już wtedy, gdy formalnie był emerytem. Powiedział mi kiedyś, że wciąż pracuje w Ateneum właśnie dlatego, że ma z domu do teatru kilka minut spacerem, że gdyby nie to, iż pójście do pracy oznacza dla niego dosłownie wyskoczenie z domu na kilka godzin, na piechotę, bez korzystania z samochodu, czy komunikacji miejskiej, to pędziłby już czysto emerycki żywot, grywał tylko w swojego ulubionego tenisa i nie pracował.

Miałem okazję widzieć go na scenie w wielu rolach – jako Litwinowa w „Herbatce u Stalina” Harwooda (reż. Tomasz Zygadło, 2000), Chłopa Andrzeja L. w „Opętanych” Gombrowicza (reż. Andrzej Pawłowski, 2000), Luciena Chevala w „Kolacji dla głupca” Vebera (reż. Wojciech Adamczyk, 2001), Ilię Pietrowicza w „Zbrodni i karze” Dostojewskiego (reż. Barbara Sass, 2006) i kilku innych. Nie grywał ról głównych, ale znacząco dopełniał drugi plan, był zawsze zauważalny, choć nie był aktorem ekspresyjnym. Odwrotnie – tworzył kreacje aktorskie korzystając z bardzo dyskretnych środków wyrazu.

Był także popularnym aktorem filmowym, którego w szczególny sposób upodobał sobie Roman Załuski. Wystąpił u niego w filmach „Zaraza” (1970), „Kardiogram” (1971), „Godzina za godziną” (1974), „Znaki szczególne” (serial, 1978), „Wściekły” (1979), „Jeśli się odnajdziemy” (1982) i „Och, Karol” (1985).

Ostatni raz minęliśmy się przy Moście Poniatowskiego albo w poniedziałek 1 marca, albo we wtorek – 2 marca. Ukłoniliśmy się sobie z uśmiechem. Ze zdumieniem dowiedziałem się już w piątek tego samego tygodnia, że Tadeusz Borowski nie żyje. Żegnam go z żalem jako świetnego aktora i sympatycznego sąsiada.

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

Rafał Dajbor