Tego w kieleckim teatrze jeszcze nie było - trup ściele się gęsto, ktoś rąbie siekierą ludzkie zwłoki, ze sceny padają najgorsze przekleństwa. Czy śmieszne to, czy tragiczne, czy może skandalizujące? Czy w ogóle potrzebne... Pierwsza myśl, jaka nasunęła mi się po obejrzeniu "Porucznika z Inishmore" w reżyserii Bartłomieja Wyszomirskiego, to przekonanie, że nie wszystkie role zostały trafnie obsadzone. Być może dlatego mój indywidualny odbiór sztuki był zakłócony. Rzecz cała dzieje się w świecie, który możemy znać najwyżej z telewizji - bohaterami "Porucznika" są irlandzcy skrajni terroryści. Na dodatek autor sztuki - Martin McDonagh rzeczywistość tę posunął do granic absurdu. Pistolety idą w ruch tylko dlatego, że pewien - pożal się Boże - bojownik zabija kota innego terrorysty. Wszyscy, bez wyjątku bohaterowie spektaklu to skończeni idioci, na dodatek wyzbyci wszelkich uczuć. Zabić własnego ojca? Proszę bardzo. W
Tytuł oryginalny
Tacy głupi terroryści
Źródło:
Materiał nadesłany
Echo Dnia nr 274