- To także sztuka o tym, że pokrewieństwo nie musi determinować zażyłości. O samotności. O elementarnym, ludzkim pragnieniu miłości. Wreszcie o tym, co dla młodego człowieka jest szczęściem, a co może być krzywdą - mówi Marcin Hycnar, reżyser spektaklu "W mrocznym, mrocznym domu" w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.
Co spowodowało, że Pan, wzięty aktor Teatru Narodowego i filmu, postanowił zająć się reżyserowaniem? Duże role w ważnym teatrze nie wystarczają Panu? - Jeszcze przed studiami aktorskimi amatorsko się tym parałem. Potem, po maturze, miałem potrzebę wzięcia odpowiedzialności tylko za swoje poletko, czyli za swoje role. Po kilku latach grania zatęskniłem za odpowiedzialnością za czymś więcej, za kreowaniem swoich światów. Poczułem, jaka to frajda, realizując z Teatrem Montownia "AAA zatrudnimy clowna" i monodram "Matka Polka terrorystka" grany do dziś w Teatrze Polonia Krystyny Jandy. Krakowska realizacja "W mrocznym, mrocznym domu" jest jednak moją pierwszą w instytucjonalnym teatrze repertuarowym. A co Pana podkusiło, żeby wziąć na warsztat reżyserski tak mroczną, mroczną sztukę? - Dla mnie ten utwór jest przede wszystkim szalenie ciekawie opowiedzianą historią. Sztuka współczesnego amerykańskiego dramatopisarza to świetnie napisany, wci�