"Alicja w krainie czarów" nie jest bajką dla grzecznych dzieci. To szereg absurdalnych wizji, które jawią się dziewczynce po łyknięciu mikstury. Może LSD? I nie musiała być taka mała, skoro w "krainie czarów" jest walka o życie, kumoterstwo i wazeliniarstwo.
Alicja, która ma grubo ponad dziesięć lat, wyciągnięta na wyrku wpatruje się tępo w ekran telewizora i wyraźnie doskwiera jej zipping, czyli nałóg bezmyślnego przerzucania kanałów telewizyjnych. Zahipnotyzowana obrazkami przenosi się do "krainy czarów" jak z sennego koszmaru. To ciekawy punkt wyjścia - zafascynowana światem mediów i reklamy młoda dziewczyna zostaje przez ten świat wchłonięta. Doświadcza jego chaosu i zwariowanego rytmu w zapętlonym czasie, poznaje kreatury i "strzępy człowieka" pozostające z tych, których świat ten wysysa i wypluwa. Współczesna baśń nie może być łzawa. Tyle, że bajka Hynka nawet jak dla dorosłych pozbawiona jest klimatu, za to nie wolna od chaosu. Miało być dzieło niepokojące, mroczne, filozoficzne a ostał się szereg luźno powiązanych ze sobą epizodów, przez które prześlizgują się kolejni bohaterowie. Nie jest to ani świat mediów, ani ogródek. Wyrazistości brakuje też poszc