Największą wadą spektaklu "Lwów semper fidelis" było to, że publiczność musiała siedzieć, a już pa paru numerkach wolałaby bawić się na scenie pietruszkę, podczas gdy aktorzy szaleli z przyjemnością, jaką mogło dawać bywanie u "George'a" albo w knajpkach lwowskiego przedmieścia. Poza tym - ni stąd ni zowąd - okazało się, że Andrzej Rozhin zgromadził młody i świeży zespół. I było jasne, iż nareszcie ogląda się w Lublinie prawdziwy musical! Tak po pierwszym hauście lwowskiego bałaku, który lwowski dworzec przywieźli aktorzy z lubelskiego teatru imienia Osterwy, zakręciła się w oku łezka. Na widowni siedziało zresztą wielu lwowiaków, zaproszonych w charakterze lakmusa, niektórzy wzruszali się jeszcze nim poszła w górę kurtyna. Widzowie, którzy tylko słyszeli o sentymencie do Lwowa mogli wstydzić się oschłości serca, albo pobrać dyskretną lekcję historii kultury. Czym był Lwów, skoro wciąż jest semper fidelis czyli zawsze wi
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Lubelski, nr 17