- U lekarza zawsze słyszała: "Syn niedożywiony, krzywe zęby, nie mieści się w PRL-owskich normach, brak witaminy D". I już czuła się winna, że nie dostarczyła dziecku witaminy D. Będzie nawet historia o jądrze. Że miałem jedno większe i chodziliśmy z tym od lekarza do lekarza - mówi Szymon Majewski, który w swoim nowym spektaklu pt. "MaminSzymek" opowiada o matce. Premiera 13 kwietnia w Och-Teatrze w Warszawie. Rozmowa z Dorotą Wyżyńską w Gazecie Wyborczej.
DOROTA WYŻYŃSKA: Lubisz udzielać wywiadów? Wolisz pytać czy być pytanym? A gdyby Szymon Majewski, dziennikarz radia ZET, miał porozmawiać z Szymonem Majewskim przed premierą w teatrze, to od czego by zaczął? SZYMON MAJEWSKI: Wolę udzielać wywiadów, niż je przeprowadzać. Spotkałem się z opinią, że pytający ma większy komfort, bo władzę nad tym, który odpowiada. Pozornie. Wiem, że przeprowadzanie wywiadów może być męczące, zwłaszcza kiedy rozmówca jest trudny. Nie jestem dziennikarzem, jestem przysposobiony do uprawiania tego zawodu. To, co robię, niewiele ma wspólnego z kanonicznym dziennikarstwem. W ogóle mam problem tożsamościowy. Nie mogę powiedzieć, że jestem dziennikarzem, nie jestem też aktorem, choć gram w teatrze. Najbliżej mi do komika. Może najbardziej mnie określa słowo showman, czyli człowiek, który pokazuje. A o co bym zapytał Szymona Majewskiego, od czego bym zaczął rozmowę o premierze w Och-Teatrze? Po co to robi?