Można odnieść wrażenie, że przedstawienie zbudowane zostało jako ciąg konfrontacji z kolejnymi kawalerami, z których żaden nie zyskuje aprobaty w oczach dziewczynki - o "Calineczce" w reż. Ireneusza Maciejewskiego w Teatrze Groteska w Krakowie pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.
Wielobarwne przedstawienie krakowskiej Groteski w warstwie tekstowej skupia się na poszukiwaniu miłości przez główną bohaterkę. Współczesny teatr jednak zdążył nas już przyzwyczaić do tego, że tekst jest tylko jednym z komponentów spektaklu, nie zaś - dominantą całości. Zaś w przedstawieniu dla dzieci już na pewno nie można pozwolić, by sensy zawarte zostały prawie wyłącznie w wypowiadanym tekście. Zbytnie zaufanie słowu najbardziej szkodzi temu przedstawieniu. Historia dziewczynki obdarzonej jedynie calem wzrostu jest powszechnie znana. Z tego założenia chyba wyszedł reżyser, wycinając z opowieści zarówno wątek matki Calineczki, jak i jej niezwykłych narodzin z pąku kwiatu. Widzimy więc bohaterkę jako już w pełni ukształtowaną postać, nie dowiadując się niczego o jej przeszłości czy pochodzeniu. Mało tego - jej imię poznajemy, nie wiedzieć dlaczego, dopiero po jakimś kwadransie przedstawienia. Dalsze losy dziewczynki dosyć dokła