Nasz teatr współczesny, obchodzący swoje dwudziestopięciolecie, jest pierwszym w historii polskiej sceny teatrem powszechnym i artystycznym zarazem. Powstał w określonych warunkach społecznych i politycznych. Odbudował się i rozbudował do niespotykanych przedtem rozmiarów, stworzył własny, odrębny charakter i styl. Stanowi - co można już powiedzieć z dzisiejszej perspektywy - osobną epokę w dziejach naszej sceny. Czy te 25 lat, to w historii naszego życia teatralnego dużo, czy mało? Chyba jednak bardzo dużo.
Historię polskiego teatru można mierzyć w bardzo różny sposób. Kiedy zaczyna się ją od działalności Bogusławskiego, wydaje się bardzo krótka. Może nawet uboga. Kiedy sięgnie się głębiej, spoglądając na mapę dziesiątków teatrów szkolnych, konwiktowych, dworskich pokrywających cały obszar Rzeczypospolitej w XVI, XVII, XVIII nawet wieku, kiedy uzmysłowi się sobie zasięg i zakres działania wędrownych zespołów plebejskich, wtedy okazuje się ona zupełnie inna. A Bogusławskiego wypada nazwać nie "ojcem sceny narodowej", ale jej odnowicielem. Czytałem niedawno niezbyt obiektywną recenzję w jednym z pisań francuskich, poświęconą wystawie sztuki polskiej w Paryżu. Tytuł tej recenzji mówił sam za siebie: "Kiedy Polacy nazywali się Belotto"... Ale i autor tej nieprzychylnej dla nas opinii nie mógł odmówić oryginalności i samodzielności niektórym obiektom prezentowanym na wystawie, przede wszystkim portretom trumiennym.