- Nie można mówić o Schulzu, nie wspominając o skomplikowanej rzeczywistości, w której przyszło mu żyć. Dlatego nasz festiwal nie koncentruje się wyłącznie na jego twórczości. Dotykamy też bolesnego splotu problemów na Kresach Wschodnich - mówi Marcin Baran, poeta i dyrektor artystyczny Festiwalu im. Brunona Schulza w rozmowie z Magdą Piekarską w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Magda Piekarska: Skąd Schulz we Wro-cławiu? Marcin Baran: - Są dwa podstawowe powody. Schulz większość swojego życia spędził w Drohobyczu, więc trzeba mu było jakąś drohobycką niszę w Polsce znaleźć. Wrocław był tu oczywistym wyborem. W związku z przemianami polityczno-geograficznymi po II wojnie światowej, stał się najbardziej wschodnim miastem Polski. Tutaj działa Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Drohobyckiej, tutaj ludzie z Kresów byli osiedlani. Drugi powód jest taki, że Wrocław nie boi się festiwali literackich i jest dla nich gościnny. Jest jeszcze jeden, ponury wątek - gestapowiec, który zastrzelił Schulza pochodził z Breslau. Ale ten ostatni pretekst nie miał dla nas znaczenia. Ale i on wpisuje się w festiwal, który jest organizowany z okazji podwójnej rocznicy - śmierci i urodzin Schulza. Te dwie tonacje - radosna i refleksyjna - będą się tu przenikać? - Rocznicę urodzin czcimy w sposób naj-oczywistszy - nasz festi-wal w