Właściwie już od pierwszych scen "Antygony" w reżyserii Andrzeja Seweryna nasuwa się pytanie o to, jak dziś wystawiać dramat antyczny. Reżyser, rozpięty gdzieś pomiędzy szkolnymi, wulgarnymi uproszczeniami, nachalnymi uwspółcześnieniami a swoistą teatralną "archeologią", poszukuje własnego klucza, którym mógłby otworzyć starożytny tekst. Niełatwe to zadanie, a i lektura niewdzięczna: obrosła tomami komentarzy, przez ponadczasowość poruszanych zagadnień łatwa do przeinterpretowania, dowolnego przysposobienia przez kolejne nurty i mody. Niełatwo odpowiedzieć na pytanie, czy dramat antyczny może jeszcze znaczyć, a uniwersalne tematy - wybrzmieć. "Antygona" nie zaczyna się przed królewskim pałacem, a na polanie nad jeziorem, gdzie spotykają się dwie siostry. Już ten pierwszy gest reżysera zapowiada jeden z tropów, którymi podąży inscenizacja: antyczna tragedia wydarza się wśród ludzi. Wyprowadzenie postaci z Teb, miasta-symbolu, to jakby
Tytuł oryginalny
Szukając klucza
Źródło:
Materiał nadesłany
Didaskalia-Gazeta Teatralana nr 69