"Zorza" w Teatrze Nowym rozgrywa się jakby na jakiejś niekończącej się, rozbabranej budowie, wokół której wszystko już niszczeje. Po obu stronach sceny - drewniany płot. Wygląda na to, że jest to budowa prowadzącej nie wiadomo dokąd drogi (albo tunelu), skręcającej wgłębi sceny gdzieś w bok. Ale drewniana palisada równie dobrze może być więziennym ogrodzeniem. Kręci się kilka postaci udając robotę. Parę razy pojawia się dziewczyna budząc zainteresowanie mężczyzn. Początek spektaklu nasuwa nawet pewne skojarzenia ze scenami na budowie bocznicy kolejowej w "Senniku współczesnym" Konwickiego. Na scenie widzimy jeszcze zwoje drutów, zardzewiały zlew, taczkę, ławeczkę i jakiś wykop (może kanał?). Szara rzeczywistość, przygnębienie, oczekiwanie na to, że coś się zmieni. Pozorne działania, pozorna wymiana myśli. Spiętrzenie absurdów i zabawnych paradoksów. Kabaretowa sofistyka. Bełkot czterech spauperyzowanych inteligent�
Tytuł oryginalny
Szuja-ruja guja i głębsze znaczenie
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Poznańska nr 85