EN

12.11.2024, 17:21 Wersja do druku

Sztuka życia: Bona Sforza. ANNO MMXXV

„Bona Sforza” Zygmunta Krauzego w reż. Michała Znanieckiego w Operze Krakowskiej. Pisze Karolina Michałowska w Teatrze Dla Wszystkich.

fot. Andrii Kotelnikov / mat. teatru

*TLTR ——— spektakl pod tytułem „Bona Sforza“ (Opera Krakowska, Zygmunt Krauze, Vincenco de Vivo, premiera 9.11.2024) to, w skrócie telegraficznym — reperuarowy must have, spektakularny must watch, a przede wszystkim to mus wysłuchania Bony krauzem granej.

O, 

niby po prostu nowa sztuka, lecz tym razem to jakby Petruzzelli Theather, a jednak Opera Krakowska, ależ! Co to za sztuka! Ktoś by zapytał. Bona Sforza — tej Pani przedstawiać nie trzeba. Wielka historyczna postać przemawia ze sceny roztrojona. Kusi wielobarwnością złożoną jak tryptyk, a o swojej nieskromniej osobie opowiada i w pierwszej, i w trzeciej osobie, tak bym to ujęła.

Niejeden Bernstein by płakał z radochy, gdyby to widział, jak ten spektakl płynie… ach, te tany i pląsy. A taniec śmierci zobaczyć na deskach opery to iście niezapomniane przeżycie. Co do joty zgodziłabym się: chrom zabłysł na scenie iście królewsko, a mowa tu zwłaszcza o błyskotliwych elementach wybranych tkanin. Na samych dwóch, zacnych walizkach scenografia nie stała; mamy tam przepiękne przepierzenia, ciepło drewna, metale szlachetne, all full of royality (ang. pełne szlachectwa). Jest tam wszystko. Wciąż mam przed oczami powidoki tej jedynej takiej korony — wielkiej Korony Polski.

Co tam robił G. Holubek, skoro go tam nie było, to nie wiem. Był? A był Stańczyk? Ówczesny taki, owszem, nie jeden. Ale! „Bona Sforza”? Oglądać, a jakieś duchy w operze, polecam serdecznie. Bo nie tylko warto, ile po prostu trzeba, z szacunku. Korona nam z głów onegdaj spadała, a ta dama swoim coccolarsi subtelnie wymalowała nam inny odcień flagowej czerwieni. Na swój sposób ozłociła swe czasy.

ród nad własną wolę?

Oświeciło mnie w połowie, może tak w sześćdziesięciu siedmiu procentach: co tej Bonie chodziło po głowie pod tą ciężką, choć wspaniałą, Polską Koroną, a także jak pięknie ona dorastała czy też z czym się mierzyła. I tak jak Królowa zamiary mierzyła na siły, władczo kując los mimo przeciwności, tak samo barwa głosu Bony zmieniała się z czasem. Wdzięcznie, z roku na rok, róż jej policzków zmieniał się w bordowy kolor na marsowej minie. A zanim przyszedł czas opuścić jej kurtynę — głośno i z dumą Sforza wybrała swój los. Co zobaczymy w Bonie? Odrobinę szczęścia za młodu, kiedy miarka się przebrała, oficjalne przecięcia niejednej wstęgi, życie cięte z metra bieżącego, odcinanie od rzeczywistości truciznami. Zobaczymy jak perłowośnieżna młoda dziewczyna przemienia się w krwawy rubin ze wschodu, po czym niespiesznie i z klasą odchodzi na katafalk. Ziemisty kolor dojrzewania ją ominął, bo już w młodym wieku jej los był przesądzony.

make room for artists

Toż to nie lada spektakl. Złote klatki jak gwiezdny pył błyskotliwie powiewają w tle, mamy też ducha czasu — hologramowe czwarte ściany, a wszystko to symbolicznie podane na tacy dla widza, jak pozłotko dla sroczki. Melodie płyną tak emocjonalnie, że kadencja od poczucia „och” po pierwszych scenach do wyzwalającego wszelakie spięcia „ożesz”, powiedzmy to tak, to rozpływające się w uszach dźwięki o spektrum miłości i nienawiści, życia, śmierci. Idąc na Bonę Sforzę czapkę z głowy zdjęłam, w kieszeń ją chyżo wsadziłam byłam, zdjęłam czapkę z głowy, byleby to usłyszeć i zobaczyć — to też polecam Państwu uczynić.

— — — — — — — — —

Kto skusił, żebyśmy się wybrali na ten oto spektakl? Przypomnijmy, kto zacz:

– composer Zygmunt Krauze

– libretto Vincenco de Vivo

– dirett. of music Pio. Sułkowski

ale również, co następuje, M. Znaniecki, L. Scoglio, K. Jacewicz, M. Słoniowska, D. Karolak, I. Pilchowska, a to zaledwie garść spośród całej obsady artystów. 

z ziem włoskich do polskiej opery

Nawet tam ówczesnych Stańczyków nie zabrakło. Jak, no jak to się mówi po krakosku? Erm… Ino raz a dobrze, ino vivo, ino żywo, Signiore de Vivo, to było; tak by ćwierknąć można było dawniej w jakimś gołębim języku, ponieważ by się to z pewnością czytało tak doskonale jak się tego słuchało. O mamma mia, cóż więcej rzec. Libretto to cudo, stereotypowa włoska robota to się może schować w znaczeniową odstawkę; taka to dobra robota. Grazie mille volte. Mille volteA jaki kolor powstaje z połączenia błękitu królewskiego lub cyjanu z gencjanem zobaczycie i usłyszycie Państwo sami w spektaklu „Bona Sforza”.

śniedź i kusicielka śmierci

Spektakl jest, całościowo, kwiecistym spektrum emocji; jest podniośle i smutno, marzycielsko i melancholijnie, ale też uwodzicielsko i słodko-gorzko. Krauze czy spektakl ten w ogóle, mówiąc krótko i treściwie, to muzyka dla (każdych) uszu. Piękno tkwi w szczegółach, a ktoś kiedyś powiedział, a może napisał, że kości zostały rzucone, bo życie jest tak szlachetne jak Królewska Gra z Ur. Jakie jest prawdopodobieństwo, żeby wygrać coś pięknego od losu, nie wie nikt, ale zawsze warto grać. Niech gra muzyka! Wiwat Polonia czy raczej vivat polonaise?

— — — — — — — — —

[didaskalia]

makaroniczność 

wł. maccheroni, pl. makaron [za Doroszewskim] w tym przypadku, to j. włoski, polski, lingua latina oraz angielski, np.: „bon giorna, jaśnie Pani, w ten jakże rześki jak perłowa rosa poranek miętki jakkokolino“

pasta i basta — powyższy tekst napisany został w języku gołębi krakowskich

Ze stosownymi wyrazami szacunku dla literatury i muzyki oraz artystów, eM*

https://www.instagram.com/reel/DCGs731ulMy/?igsh=YXVuMjEzYm1lYnc=

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła