"My, dzieci z dworca Zoo" w reż. Giovanny Castellanos w Teatrze Kamienica w Warszawie. Pisze Hanna Karolak w Gościu Niedzielnym.
Wszystko zaczyna się od pozornie beztroskiej zabawy, by niepostrzeżenie zmienić się w koszmar, z którego nie ma wyjścia. Entuzjazm w głosie Emiliana Kamińskiego przekonał mnie, że istnieją teatry z misją. Dla dyrektora Teatru Kamienica są ważne nie tyle artystyczne dokonania, co rezonans społeczny, z jakim spotkał się choćby spektakl "My dzieci z dworca ZOO". Po trwającym godzinę przedstawieniu spotkania z publicznością przeciągają się do dwóch, trzech godzin. Na widowni siedzą świadomi zagrożeń rodzice, zatroskani o swoje dzieci. Są też przedstawiciele Monaru, terapeuci i nauczyciele. Spektakl powstał na kanwie reportaży niemieckich dziennikarzy, którzy na łamach tygodnika "Stern" publikowali rozmowy z 13-letnią narkomanką Christiana F. Dziewczyna miała 12 lat, gdy po raz pierwszy zaczęła palić haszysz. Potem była już równia pochyła. Narkotyki takie jak heroina, do tego alkohol, wreszcie peron dworcowy i handel własnym ciałem dla zdoby