"Pływalnia" w reż. Krystiana Lupy w PWST w Krakowie. Pisze Alicja Müller w Teatraliach.
"Trzeba nam dalej płynąć, umierać wciąż - bez przerw, bo nie dość raz zaginąć tym, co istnieli wpierw" - pisał Bolesław Leśmian. I tak trwają bohaterowie "Pływalni", czyli schizofrenicy, narkomani, prostytutki i rozmaici wykolejeńcy, których, nie wiedzieć czemu, opuściło wszelkie szczęście. Są rozdarci między tym, co jeszcze w nich żywe (uzależnienie) a tym, co w nich już obumarło (zainteresowanie rzeczywistością). Te odrzucone przez społeczeństwo istoty o chybotliwej tożsamości jawią się jako upiory i pozostają - by posłużyć się słowami innego wieszcza - "na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata". W mrocznej przestrzeni zdegradowanej pływalni, która symbolizuje wyjęte z czasoprzestrzennego kontinuum, tymczasowe miejsce przejścia, spotyka się grupa odpychających, młodych ćpunów. Tylko czasem wdziera się tam snop niepokojącego światła. Ciemność stanowi jedyną, choć niemożliwą do wypowiedzenia prawdę. Pełen łachman�