Na "Tamarze" zjesz i wypijesz, ale musisz się nachodzić
"Tamara" jest przedsięwzięciem dziwnym. Na przykład trudno ocenić, jaka jest sama sztuka, bo praktycznie nie ma szans na zapoznanie się z nią. Akcja odbywa się równolegle w kilku pomieszczeniach, pozostaje więc biegać za konkretną postacią, żeby złapać choć jeden wątek. Ale fabuła czy przesłanie sztuki i tak spadają na plan ostatni wobec przemożnej siły okoliczności towarzyszących: anturażu pałacowego, towarzyskiego szpanu, wytwornej kolacji, szumu mediów i woni snobizmu. Wieczorowe stroje pań i splendor dobrego nazwiska przyciągają uwagę skuteczniej niż aktorskie działania. Choćbyśmy nie wiem jak stawali na głowie, niewiele nas obchodzi, czy ekscentrycznej malarce Tamarze tempickiej uda się wykonać portret sławnego pisarza włoskiego Gabriela d'Annunzia, a hrabiczowi komuniście uda wywieźć pisarza za granicę. Ale i tak, szczerze mówiąc, wszystko jedno, skoro w warszawskich Łazienkach wieczór przyjemny z innych powodów. Jeśli miałab