Niejeden już rym w świetle jupiterów wybłysnął, niejeden zawył do księżyca. Sam ze trzy lub cztery dziarsko popełniłem, męskich, żeńskich i nijakich. Rym to jednak inny niż wszystkie, z materii dwoistej, dworskiej też nieco. Dwusylabowy dwuślad, dwutaktowy nietakt, rym dualny, słowno-skórny, rymarski, że tak powiem - pisze Zenon Fajfer na stronie Korporacji Ha!art.
Wielce paradoksalny przy tym. Paradoksalny, bowiem okazuje się, że najbardziej dosłowne jest to, co cielesne. Jak taką figurę stylistyczną nazwać? Bo że nie wystarczy powiedzieć "asonans" ani "konsonans", to oczywiste. Dysonans, rym dysonansowy? Mniejsza o to, niech się głowią mądrzejsze Ten tego. I co ma teraz biedny czytelnik takich rymów począć, do jakiej Muzy westchnąć? Gdzie jest prawda, a gdzie tylko prawdy pozłota? W którą stronę pójść? Bo wybór stanął między rażącą co poniektórych dosłownością obrazowania, a obrażonym Majestatem Jego Teatralnej Mości K********. Lecz i takie pocieszenie w tej ciężkiej godzinie mnie nachodzi: A więc nie tylko ja - naiwny amant Muz Wysokich - nieraz się głowiłem, po cóż ten ucieszny Smierdiakow tak tą poduszką wywijał, że aż główka czegoś mniejszego wychynęła spod przykrótkiej koszuliny, odkrywając nieznane wcześniej pokłady Dostojnego Dzieła... Albo ten stary Karamazow, rów