Wielkie emocje w Starym, gdzie od września rządzi nowa dyrekcja, nie dziwią, to laboratoryjny przypadek rządowej inżynierii i centralnego planowania. Zmiana dla zmiany, zbudowana na negacji dorobku ostatnich lat i wydumanych argumentach. Ba, nie tylko w kulturze ludzie czują się tak, jakby ktoś wciskał nogę między framugę a drzwi i chciał meblować im mieszkanie - pisze Przemysław Franczak w Polsce Gazecie Krakowskiej.
Miejsce akcji: Stary Teatr, główna scena. Trwa przedstawienie "Wesela". Spektakl zmierza do finału. Jasiek: "Nic nie słysom, nic nie słysom, ino granie, ino granie, jakieś ich chyciło spanie". Itd., itp., co tam Wyspiański na końcu wymyślił. Światła gasną, zrywa się burza oklasków i publiczność z miejsc. Dwie kobiety, tak się składa, że żony występujących aktorów (nawiasem mówiąc - też aktorki) rozkładają posklejany z kartek transparent. A na nim napis: "Kochamy Was!". Co jest zrozumiałe, bo jednak wciąż zdarza się, że żony kochają swoich mężów. Wtem, stojący obok nich starszy mężczyzna wyrywa im te kartki z rąk, mnie i rzuca na ziemię. Zaczyna się szamotanina, kobiety nie ustępują. Napięcie rośnie, widownia cichnie, ze sceny zbiega jeden z aktorów. Aktor: - Proszę pana, jak pan może, to moja żona! Co pan w ogóle robi?! I już gotowy poły marynarki adwersarza pochwycić i porządek zaprowadzić, gdy wyraźnie zdezorientowany st