Patrząc na "Dziady", "Kordiana", na "Łaźnią" i "Don Juana", na "Świętą Joanną" Shawa i "Don Karlosa" Schillera, na Brechta, Giraudoux, Anouilha i Sartre'a - myślałam nieraz o tym, jak będzie wyglądała polska sztuka współczesna, która wytrzyma tę zabójczą konkurencję. Jedno nie ulegało wątpliwości: że musi być ostrzej polityczna niż "Ostry dyżur" i bardziej od Lutowskiego rewolucyjna w znaczeniu formalnym. Co prawda Paryż skompromitował nasze kotarowo - vilarowe pojęcia o nowoczesności, bo tam właśnie stęskniono się za normalnymi ścianami, które my z taką rewolucyjną pasją od dłuższego czasu burzymy. Wyburzyliśmy ściany i sufity, sądząc, że przez odsłonięte niebo objawi się nam renesans sztuki. A tymczasem to, co w naszym dzisiejszym teatrze rewolucyjne, przyszło od strony najmniej oczekiwanej. Nikt bowiem z tych, którzy w roku 1955 "zaplanowali" wreszcie "Dziady", "Kordiana" i "Łaźnię" nie przewidział, że zab
Tytuł oryginalny
Sztuka o smutnej ojczyźnie
Źródło:
Materiał nadesłany
Nowa Kultura nr 30