EN

9.07.2022, 12:45 Wersja do druku

Sztuka intonacji

„Sztuka intonacji” Tadeusza Słobodzianka w reż. Anny Wieczur w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.

fot. Krzysztof Bieliński

W tytule spektaklu SZTUKA INTONACJI, który składa się z dwóch dramatów: SZTUKI INTONACJI i POWROTU ORFEUSZA autorstwa Tadeusza Słobodzianka, zawarta jest cała idea fiks tej inscenizacji a ona sama jej przeprowadzonym dowodem. I to jakim! Głównym bohaterem jest Jerzy Grotowski, tematem przesłanki tworzenia przez niego własnego teatru/mitu, wykuwanie autorskiej drogi do zbawienia człowieka i świata w kontekście sztuki, z wykorzystaniem historii teatru, w opozycji do twórców mu współczesnych. Czy dowiemy się z tej inscenizacji dlaczego Grotowski, rewelacyjnie zagrany przez Łukasza Lewandowskiego, wielkim, ba, jednym z największych reżyserów świata jest, każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Można jednak stwierdzić po obejrzeniu SZTUKI INTONACJI, że aktorzy grający w tym spektaklu na pewno wielkimi aktorami są. Inteligentnie zaadaptowany i sprawnie wyreżyserowany przez Annę Wieczur znakomity tekst Tadeusza Słobodzianka umożliwił w lekki, przystępny, zabawny sposób poruszyć bardzo poważne tematy. A to wielka sztuka.

W akcie pierwszym obserwujemy relację mistrz-uczeń. Młody Grotowski, który w 1956 roku jest studentem, jak o nim mówią, przeciętnym, bez specjalnych zdolności aktorskich, reżyserskich, odwiedza Zawadskiego, nauczyciela w moskiewskim GITIS-ie, aktora, reżysera, wytrawnego znawcę Stanisławskiego, Meyerholda,Tairowa i Wachtangowa. Uczeń sprawia wrażenie człowieka wycofanego, skrytego, budzącego współczucie, potrzebującego pomocy, wsparcia. Reprezentuje postawę, która nikomu nie zagraża, wydaje się na tyle zaangażowana, że może być użyteczna, chętna do współpracy. Zawadski przyjmuje Grotowskiego w domu na kolacji. Rozmowa dotyczy teatru, metod pracy nad rolą z aktorem, tego, co jest w niej najważniejsze i jakimi środkami to uzyskać, przemyka też kwestia okoliczności przetrwania teatru/artysty/człowieka w warunkach totalitarnych i niewątpliwie Grotowski z tej wiedzy wyciąga interesujące wnioski. Mistrz, grany przez Adama Ferencego, nie gwiazdorzy, nie jest typem mentora o despotycznej dominacji. Chętnie opowiada, familiarnie wspomina, dobrotliwie analizuje. Tym bardziej wydaje się być tyle niebezpieczny, co mocarny. Stać go na kontrolowaną otwartość, ciepłą życzliwość. Pozostaje miłym gawędziarzem, cieszącym się z wizyty młodego, chętnie słuchającego gościa, dobrym gospodarzem. Lewandowski gra Jerzyka, który taktownie obserwuje, sprytnie lawiruje, chłonie wiedzę Zawadskiego. Jest doskonale przygotowany do rozmowy. Pyta z wyczuciem, kontruje stanowczo ale delikatnie. Dyskretnie notuje. Jak na młodzika bez zdolności aktorskich, reżyserskich Grotowski świetnie się maskuje i wypada w roli grzecznego gościa, niczym nie wyróżniającego się studenta, doskonale. Lewandowski swą grą tą niejednoznaczność genialnie sygnalizuje.

Akt drugi jest przedstawieniem początków procesu budowania świata (tu: teatru) według autorskiego pomysłu Grotowskiego  poprzez konfrontację z innymi silnymi osobowościami artystycznymi, które jak on mają ciekawe pomysły na tworzenie teatru. Jerzy Grotowski spotyka się w kawiarni z Tadeuszem (Kantorem),  Ludwikiem (Flaszenem). W końcu uda mu się objąć dyrekcję Teatru 13 Rzędów. To spotkanie w kawiarni finezyjnie przedstawia, jak Grotowski kluczył czy poddawał się systemowi, wykorzystywał nadarzające się sytuacje, by rozgrywać swoje istnienie, rozwój w teatrze. Przy okazji poznajemy Kantora, jakiego znamy i nie znamy, zagranego komediowo, z przekąsem, zabawnie. Modest Ruciński szarżuje, ale rola jest tak zręcznie napisana, że karykaturalnie, pastiszowo przedstawiona postać Tadeusza jest ciepła, wiarygodna,  prawdziwa. Przestrasza i śmieszy, zaskakuje i chwyta za serce. Ludwik, krytyk, pisarz i reżyser, grany przez znakomitego Sławomira Grzymkowskiego, też ulega manipulacji. Inteligentny, błyskotliwy erudyta w końcu współpracuje z Grotowskim, w dużej mierze przyczynia się do jego sukcesu.

fot. Krzysztof Bieliński

Akt trzeci to akord końcowy wdrażania w życie wypracowanego modelu (tu: sztuki) techniki aktorskiej, przyjmującej atrybuty religii ale pod nowym albo, jak kto woli, odnowionym szyldem. Mamy więc schemat stary jak świat, w nowych szatach króla czyli Jerzego Grotowskiego w image'u guru, bo on i jego koncepcja na teatr, na sztukę, na życie, również to wieczne, jest tu wiodącym tematem, narzucającym bardzo atrakcyjną narrację. Lewandowski z brodą, w zgrzebnym ubraniu, bosy, ubogi ale sławny znów jest u Zawadskiego, już nie mistrza ale umierającego człowieka. Nie bez powodu, bo znów Grotowski go potrzebuje, znów chce go wykorzystać. Teraz jednak jest innym człowiekiem. Już się nie stara powściągnąć, ukryć. Już nie jest potulny ale stanowczy, napastliwy, pewny siebie. Przeszedł metamorfozę, odniósł sukces i w końcu jest, wydaje się, prawdziwym sobą. Jednak tylko pozornie gra pierwsze skrzypce. Zawadski, ubrany dostojnie w kostium-wojskowy garnitur z kilogramem orderów, w mocnej charakteryzacji- jak rasowy aktor swoją rolę nauczyciela teatru/życia gra dramatycznie do końca. Trzyma gardę bardzo, bardzo wysoko. Obaj, jak równi sobie, toczą bój swój ostatni. Zgadnijcie, kto wygrywa, kto ma rację?

W tym spektaklu liczą się głównie mężczyźni, ale kobiety też odgrywają ważną rolę(matki/partnerki, służącej/inspiracji, opiekunki/dziecka). Ich zwarte jak haiku osobowości, intensywna obecność kradnie uwagę. Błyszczą. Anna Moskal jako Asystentka Zawadskiego to wielobarwna emocjonalnie, mocna charakterologicznie postać. Sfrustrowana, niedoceniana, użyteczna jest ledwie satelitą kochanego beznadziejnie mężczyzny. Gdy się pojawia na scenie, nie można od niej oderwać oczu. Barbara Garstka najpierw jest uszczypliwą, zmanierowaną  kawiarnianą kelnerką( jak z komedii Barei), niespełnioną tancerką, w trzecim akcie gra nadopiekuńczą, histeryczną opiekunkę, pielęgniarkę umierającego Zawadskiego, zagorzałą fankę seriali wojennych. To bohaterki drugoplanowe, infantylne, histeryczne a jednak rozczulają, inspirują(walc francois). Łatwe do manipulowania, uległe, uzależnione od mężczyzn nie są dla Grotowskiego przedmiotem pożądania, godnym jego aspiracjom partnerem. Ignoruje je, ledwie toleruje, z konieczności zauważa. Tylko z mężczyznami tańczy(walc wiedeński), wchodzi w interakcje, tylko oni są mu potrzebni, dla niego ważni. Choć mówi się o pewnej wspaniałej aktorce, która wyrosła z Grotowskiego metody, doskonaliła przez całe artystyczne życie sztukę intonacji. Po dziś dzień zachwyca, pozostaje gwiazdą najsilniejszej intensywności prostoty, skromności, naturalności. Nie wymienia się jej imienia i nazwiska, nie wymienię go więc i ja.

Spektakl Anny Wieczur to kawał doskonałego teatru o teatrze, o sztuce, pozwalającej żyć i tworzyć ludziom nawet w skrajnie nieprzyjaznych warunkach. Mówi się w niej cokolwiek przewrotnie, że bez miłości do sztuki nie można czuć się wolnym, a więc i szczęśliwym. Grotowski zogniskował wszystko. Wykorzystał wiedzę o teatrze, ludziach i świecie, o sobie, by tak swoją techniką przygotowywania do roli aktora/performera unieważnić wszystko co nabyte, wyuczone, zapożyczone i ćwiczeniami  złamać ciało i umysł w akcie całkowitym dla wydobycia tego, co jest instynktowne, naturalne, prawdziwe w jego głębi. Umiał sięgnąć po tego świętego Graala w każdym człowieku ukrytym a często zagłuszonym, zastraszonym, wypartym. Działał na aktora i na widza. Jaka była tego cena? Sztuka sygnalizuje, podpowiada, że ma gorzki smak judaszowej zdrady. Nic nie ma za darmo. Nic nie bierze się z niczego. Wszystko ma swoje uzasadnienie, ograniczeni, granice. Za wszystko trzeba zapłacić.

W gruncie rzeczy Tadeuszowi Slobodziankowi nie chodziło o przedstawienie naukowego dowodu o metodzie Grotowskiego, wywiedzionego z jego życia, na podstawie psychologicznego portretu guru światowego teatru, bo byłoby to i nudne, i trudne, ale przećwiczenie w tym zakresie tematycznym sztuki intonacji tu i teraz. Sprawdzenie czy teatr pełen niuansów, podtekstów, wieloznaczności, stereotypów, technik aktorskich działa. Udało się znakomicie dzięki tekstowi, kompozycji, grze aktorskiej. Powstał solidny, tradycyjny ale rewelacyjnie zagrany, atrakcyjny dla każdego widza spektakl. Zobaczcie, przekonajcie się o tym koniecznie sami.

Rafał Guz/ PAP

Tytuł oryginalny

SZTUKA INTONACJI TEATR DRAMATYCZNY W WARSZAWIE

Źródło:

okiem-widza.blogspot.com
Link do źródła

Autor:

Ewa Bąk