Minister kultury Piotr Gliński zaczął od kłopotów wizerunkowych. Ale dziś na prawdziwy obraz działań jego resortu składają się już konkretne decyzje: kogo mianować, komu dać, komu zabrać. O programach fimansowanych przez MKiDN piszą autorzy Polityki.
Decyzje prof. Glińskiego wzbudzają od początku zainteresowanie większe niż te wydawane przez jego poprzedników w resorcie kultury. W końcu był wcześniej premierem "rządu technicznego" tworzonego przez PiS, a w gabinecie Beaty Szydło ma stanowisko wicepremiera. Zaczął zresztą od mocnych wypowiedzi o charakterze upomnień (protest w sprawie spektaklu "Śmierć i dziewczyna" we wrocławskim Teatrze Polskim) i deklaracji kierunków (łączenie kultury wysokiej i popularnej, budowanie placówek historycznych - czemu przeczy zresztą opisywany na s. 34 pomysł podporządkowania powstającego od ośmiu lat Muzeum II Wojny Światowej zapowiedzianemu Muzeum Westerplatte). Wicepremier skarżył się, że jako szef resortu nie ma wpływu na placówki, na które wydaje pieniądze. I od początku zapowiadał audyty w instytutach kulturalnych, którymi dość konsekwentnie obudowywali ministerstwo jego poprzednicy, włącznie z Kazimierzem Michałem Ujazdowskim z PiS. Czyli w Instytuci