Zasada jest prosta: trzeba stworzyć taką ofertę, która zmieni oblicze miasta i regionu. Na tym polega sukces Europejskich Stolic Kultury. Polskie miasta walkę o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury traktują poważnie. Każde z nich może się pochwalić przynajmniej kilkoma ciekawymi i prestiżowymi festiwalami. Ale tylko jedno przedstawi nowy pomysł na wciągnięcie w życie kulturalne nowych ludzi. I tylko jedno zrobi na tym dobry interes - pisze Katarzyna Kaczorowska w Polsce gazecie Wrocławskiej.
Ten tytuł traktowany jest nie tylko jako prestiżowa wisienka na promocyjnym torcie miasta, sposób na przyciągnięcie turystów czy budowanie marki. W zamierzeniu pomysłodawców idei ESK miał on przede wszystkim skłaniać lokalne społeczności do aktywnego włączania się w życie kulturalne swojego miasta, w tworzenie przedsięwzięć nie jednorazowych, ale takich, które zostają na lata, trwale wpisując się w kalendarz imprez. W ESK nie chodzi bowiem o import megagwiazd, chodzi raczej o to, by te gwiazdy znaleźć na własnym podwórku i pokazać je innym. W świecie postindustrialnym pozycji nie buduje się ścigając się na liczbę hut, ilość wytopionej surówki czy wyprodukowanych lodówek. Przemysł rzecz jasna jest ważny - daje zatrudnienie tysiącom ludzi, z których każdy jest potencjalnym konsumentem szeroko rozumianej kultury. Ale w świecie postindustrialnym o pieniądzach, prestiżu i marce decydują przede wszystkim nauka i kultura. To poziom badań