"Przemiana" w reż. Magdaleny Miklasz na Nowej Scenie Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
W zdaniach Franza Kafki może być lód, owszem. Na przykład lód. Weźmy cokolwiek, choćby nowelę "Opis walki". Dwóch gada w prologu, i naraz pada fraza: "Tfu, jaka zimna dłoń - zawołał - z taką dłonią nie chciałbym iść do domu". Jest w tym lód, ale to nie jest lodem. To, czyli zdanie. Jako takie ni ziębi, ni grzeje - temperatury są w środku. Temperatury, namiętności, bóle, rozczarowania, nadzieje, miłości, rozpacze, jęki, szlochy, smarki, pretensje, protesty, zdumienia i cała reszta, zwana życiem. U Kafki TO jest W środku. Tylko tam. U Kafki chłód dłoni nie jest chłodem składni. Dokładnie mówiąc - chłód składni nie zna chłodu dotyku, który opisuje. W finale "Procesu", parę mgnień przed chwilą, w której na dnie kamieniołomu sługa ciemności obróci nóż w sercu Józefa K., ktoś w oknie dalekiego domu wyciąga do Józefa K. ramiona. Tak. Lecz to pocieszenie tkwi wewnątrz słów ostatniego akapitu "Procesu". Sam akapit nie jest pociesz