Satysfakcji odziania kolegów-aktorów w kobiece fatałaszki nie mogła odmówić sobie Anna Polony, która na Scenie Kameralnej Starego Teatru wyreżyserowała farsę Aleksandra Fredry "Gwałtu, co się dzieje!". Sięgając po sztukę bezlitośnie ośmieszającą białogłowy, które dorwały się do władzy, autorka inscenizacji zakpiła także z siebie. Ambicje reżyserskie wynikają wszak w pewnym stopniu właśnie z chęci rządzenia. Groteska hrabiego Fredry zapewne nie należy do ulubionych lektur feministek. Wprawdzie autor nie oszczędził także panów, których odmalował jako gnuśne safanduły, lecz ich wady okazują się niczym wobec niebotycznej głupoty kobiet. W krakowskiej inscenizacji Jerzy Bińczycki z wdziękiem potyka się stąpając na wysokich obcasach, Andrzej Grabowski uroczo prezentuje się w zamaszystej spódnicy, a broda Stefana Szramela malowniczo komponuje się z białym czepeczkiem. W gruncie rzeczy jednak ten stary jak świat przebierankowy chwyt nie
Tytuł oryginalny
Sztuka autoironii?
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska nr 127