Z mieszanki skojarzeń i teatralnych pomysłów wyłania się nierówny spektakl, który nie pozostaje w pamięci na dłużej
- o "Poskromieniu złośnicy" Williama Szekspira w reż. Justyny Celedy w Teatrze im. Horzycy w Toruniu pisze Barbara Pitak-Piaskowska z Nowej Siły Krytycznej.
W toruńskim "Poskromieniu złośnicy" dużo inspiracji różnymi tekstami kultury. Akcja toczy się głównie w hotelowym wnętrzu, które kojarzy się z filmem "Grand Budapest Hotel" Wesa Andersona. Upudrowane na biało twarze bohaterów przypominają zaś charakteryzację używaną w teatrze Roberta Wilsona. Scena, w której Katarzyna (Mirosława Sobik) ubrana w białą suknię i długi welon ucieka przed Petruchiem (Mirosław Guzowski), przywodzi z kolei na myśl scenę z filmu "Uciekająca panna młoda" Garry'ego Marshalla. Oglądając stojących obok siebie Gremio (Niko Niakas) i Hortensjo (Grzegorz Wiśniewski), nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że podobny obrazek widziałam w scenie śpiewających gangsterów w musicalu George'a Sidney'a "Pocałuj mnie, Kasiu" (inspirowanym "Poskromieniem złośnicy"). Widoczne są też inspiracje komedią slapstickową. Szczególnie dotyczy to ruchu scenicznego, który często jest aż nadto przerysowany i niekiedy wprowadzany na siłę -