Wampir kiedyś tylko straszył. Potem również śmieszył - jak w filmie "Nieustraszeni pogromcy wampirów" Romana Polańskiego. Dziś tylko śmieszy. Ta refleksja nasuwa się po obejrzeniu musicalu "Taniec wampirów" w warszawskim teatrze Roma.
Kto obejrzy dziś pamiętny niemy film Friedricha W. Murnaua z 1922 r. "Nosferatu, czyli symfonia grozy" - a można dziś kupić go na DVD - uśmieje się setnie z zastosowanych w nim przestarzałych środków wyrazu. Mimo to dreszczem przejmuje widok Maxa Schrecka w roli tytułowej. Ten człowiek po prostu jest wampirem! Trudno go sobie nawet wyobrazić w innej postaci. W remake'u Wernera Herzoga z 1979 r. zatytułowanym "Nosferatu wampir", zachwycającym przede wszystkim wspaniałą malarskością, niemal cytatami z dzieł Brueghla czy Boscha, Klaus Kinsky ma w sobie tyleż grozy i geniuszu co Max Schreck u Murnaua. Jest jednak - inaczej niż tamten - postacią dwuznaczną: wampirem nieszczęśliwym; spragnionym miłości. Podobnie Gary Oldman w "Draculi" Francisa Forda Coppoli (1992), który jeszcze na dodatek jest wampirem przystojnym (notabene film Coppoli postrzegano w kontekście psychozy AIDS). Tak zresztą - jako nie tylko wampira, lecz zarazem zniewalającego urokiem mężcz