Łzawej historii nie zakładam, choć podczas naszej rozmowy łzy pojawią się dwa razy. W oczach mojego rozmówcy. Rozkleja się, gdy opowiada o przyjaciołach z Teatru Kwadrat i tych miejscowych, z Ciechocinka, którzy wzięli sobie za punkt honoru postawić aktora na jego własnych nogach, bo na razie jest "skołowany". Znaczy, porusza się na inwalidzkim wózku - o aktorze Andrzeju Szopie pisze Jadwiga Aleksandrowicz w Gazecie Pomorskiej.
- Musiałem poddać się operacji kręgosłupa szyjnego i bajpasom serca. Serdeczni przyjaciele z Polonii w Stanach Zjednoczonych załatwili mi miejsce w tamtejszej klinice. W czasie operacji kręgosłupa przyplątał się udar prawej strony głowy i w efekcie lewą stronę miałem całkiem niesprawną. Teraz jest już lepiej - pokazuje, jak rusza lewą ręką. Ale jeszcze nie chodzi. Za oceanem rozpoczął rehabilitację, potem zabrakło na nią pieniędzy. - To ja podjęłam decyzję o sprowadzeniu Andrzeja do Polski, bo nie mogłam pogodzić się z tym, żeby został w Ameryce bez dalszej możliwości rehabilitacji i walki o swoje lepsze jutro. Zorganizowałam mu tutaj całą logistykę rehabilitacji i leczenia - przyznaje Izabella Kielan, wieloletnia towarzyszka życia aktora. - Pukając po pomoc w różne miejsca i do różnych ludzi, spotkałam się z wielką serdecznością i pięknym odzewem osób gotowych do pomocy Andrzejowi. Jestem bardzo wdzięczna naszym przyjaciołom za