NAJWAŻNIEJSZYM momentem premierowego przedstawienia "Szkoły obmowy" Wojciecha Bogusławskiego (wg Sheridana), sztuki granej przez zespół Teatru Narodowego w uroczej sali łazienkowskiej Pomarańczami - było wystąpienie scenografa tego spektaklu (a zarazem dyrektora teatru) z przemówieniem do krytyków i recenzentów, w przerwie miedzy drugim a trzecim aktem. Gdybym, nic wysłuchał tego przemówienia, popełniłbym w mojej recenzji szereg błędów. Napisałbym zapewne, że przedstawienie niezbyt mi się podobało, a to z kilku powodów. Po pierwsze, jest bardzo długie, trwa prawie trzy i pół godziny - co najmniej o godzinę za długo. A przecież takie stare ramotki, jak pełna zresztą wdzięku "Szkoła obmowy" mają dla nas dzisiaj tak wiele pustych miejsc, że można je z powodzeniem skracać i przemieniać. Dalej miałbym pretensję o fałszywą obsadę jednej z głównych ról, gdzie gra dobra zresztą aktorka, ale raczej charakterystyczna - zamiast osoby w typie
Tytuł oryginalny
Szkoła obmowy
Źródło:
Materiał nadesłany
ze zb. J. Siekiery