Muszę wyznać,że wynudziłem się na przedstawieniu sztuki Fry'a. Wyszedłem z teatru raczej znużony i dopiero później zacząłem się zastanawiać,co tu się właściwie stało? Jakże to więc? Czyżby ci Anglicy byli naprawdę tacy inni od nas i tak pozbawieni wyczucia teatru,że im się to tak bardzo podobało? Oczywiście najprościej byłoby zwalić wszystko na autora, orzec po prostu,że sztuka niewiele jest warta i niepotrzebnie ja wystawiono,po czym zasnąć spokojnie, mrucząc pod nosem "dixi et animam meam salvavi". Zwyczaj i ten,nieobcy mi niestety w minionych latach,wydał mi się jednak dziś już niestosowny,a co ważniejsze nieskuteczny. Prawda bowiem i tak zwykle wychodzi na jaw,choćby trzeba na to było pewnego czasu. Lepiej więc od razu zbadać sprawę dokładniej,zanim formułuje się swe stanowcze sądy.Sięgnąłem do angielskiego oryginału,aby porównać go z tekstem przekładu. Może to wina tłumaczy,którym nie udało się - pomyślałem - oddać klima
Tytuł oryginalny
Szkoda tej sztuki na stos
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 23