Rozczarowanie, to w gruncie rzeczy tylko różnica między oczekiwaniem, a spełnieniem. Lub też - mówiąc inaczej - między marzeniem a rzeczywistością. Wydaje mi się, że pod tę uwagę można podstawić refleksje, jakich doznałem po obejrzenia "Andromachy" w teatrze TV. Tak czasem się zdarza z przedstawieniami, w których występują wybitni mistrzowie sceny, gdyż od mistrzów zawsze mistrzostwa klasy najwyższej oczekujemy, a jeśli realizacja sceniczna nie przynosi nam wielkich wzruszeń, czujemy pewien zawód. Oczywiście powiadamy, że zawód sprawił nam ten lub ów reżyser, ten lub ów aktor, natomiast dyskretnie przemilczamy własny udział w tym rozczarowaniu. W wypadku "Andromachy" w reż. Maciejowskiego, wydaje się, pewien niedosyt sprawiła Zofia Mrozowska w roli tytułowej. Nie chcę przez to powiedzieć, że Zofia Mrozowska była zła, była dobra, chwilami nawet, kiedy potrafiła podawać tekst ze skupieniem i tak charakterystycznym dla niej dystansem,
Tytuł oryginalny
Szklany ekranik: Andromacha
Źródło:
Materiał nadesłany
"Gazeta Zielonogórska" nr 44