Wśród spektakli, które stały się w ostatnich miesiącach głośne, o których się mówi, i na których koniecznie trzeba być, znalazły się aż trzy inscenizacje "Szewców" Witkacego. W tym runie na "Szewców" pewną rolę odegrał fakt, że sztuka ta właśnie ostatnio została "odblokowana". Ale nie to okazało się w gruncie rzeczy najważniejsze. Ani nawet to, że są to przedstawienia ciekawe, dobrze zrobione. (W Warszawie i Kaliszu reżyserował Maciej Prus, w Krakowie - Jerzy Jarocki). Po prostu Witkacy wypełnił lukę, która staje się coraz bardziej nieznośna. Wyręczył dramaturgię współczesną, poza nielicznymi wyjątkami błąkającą się po marginesach rzeczywistych problemów i autentycznych niepokojów współczesnego człowieka. Okazał się aktualniejszy, utrafia w pytania, jakie stawiamy sobie także i dziś. Te szumne powroty Witkacego na scenę każą się zastanowić nad dziejami recepcji tego "genialnego grafomana". Tak nazwał Witkiewicza Irzykow
Tytuł oryginalny
Szewcy Witkacego
Źródło:
Materiał nadesłany
Zwierciadło nr 42