EN

1.11.1985 Wersja do druku

Sześć osobliwych godzin

(...) Mała sala studyjna. Rozwarty kąt czarnych ścian, nad nimi srebrna płaszczyzna. Pośrodku, na podwyższeniu, tron Przewodnika Chóru, Plutona, Chrystusa (Marta Woźniak) - biało odzianej Mocy Najwyższej. Poniżej, oskrzydlany przez jasny Chór Duchów, teren akcji - kłębowisko racji, emocji, pragnień. Sprawa toczy się właściwie między dwiema postaciami, Bogiem i Lucyferem. Moc Najwyższa Marty Woźniak jest dobrotliwie obojętna i trochę znużona. Ogląda świat z oddalenia, czasem uczyni wpół przerwany gest, czasem poruszy się leniwie. Po prostu jest, trwa - tę jej ciążącą, decydującą, władczą obecność odczuwa się z niezmienną siłą w ciągu całego przedstawienia. Wrażenie owego dystansu, górowania osiągnięte zostało środkami przede wszystkim aktorskimi; fizyczna odległość od innych postaci, od widowni jest zbyt mała, by wywołać taki efekt. Sylwetkę Lucyfera Ireny Dudzińskiej owija suty, czarny płaszcz, na głowie obcisła, ciemn

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Sześć osobliwych godzin

Źródło:

Materiał nadesłany

Teatr nr 11

Autor:

Joanna Godlewska

Data:

01.11.1985

Realizacje repertuarowe