Latem tego roku "Cocktail party" Eliota ma być wznowione w Edynburgu, ponieważ sukces tej sztuki z 1949 roku wiąże się z początkami festiwalu, który obchodzi swoje 50-lecie. Dlaczego wraca do niej Teatr Kameralny - tego nie sposób stwierdzić po obejrzeniu przedstawienia Macieja Prusa.
Czy chodziło o humorystyczny portret angielskiej arystokracji czy o głębię metafizycznych wyborów? Apoteozę odpowiedzialnej miłości czy krytykę związków pozamałżeńskich? Czy spektakl powstał dla jednej, genialnej roli? A może jest to próba sprawdzenia, jak publiczność zniesie dramat wierszem? Niech odpowiadają twórcy, ja nie wiem. Według mnie jedynym dobrym powodem, aby ten spektakl powstał, są kostiumy Zofii de Ines. Ubrała ona gości państwa Chamberlayne w nienaganne stroje wieczorowe i za pomocą tylko kilku drobiazgów odróżniła prawdziwe postaci dramatu od ich tajemniczych opiekunów. Marynarka bez klap doktora Reilly, ekscentryczna stójka a la Frankenstein Aleksandra czy ta wystawna, błyskająca pajetami czarna suknia Julii - kostium od razu określa te trzy postaci, nie tylko jako koneserów mody. Eliot swoim bohaterom - Edwardowi i Lawinii Chamberlayne oraz parze Celia - Piotr - przydał aniołów stróżów, którzy pomagają im podjąć najwa�