Podobnie, jak Boy, tłumacząc Rabelais'go czy Brantôme'a, "wymyślił" sobie własną staropolszczyznę - podobnie tłumacz Szekspira musi "wymyślić" polszczyznę szekspirowską - mówi Piotr Kamiński w portalu artpapier.
Marek Doskocz: Czym różni się Pana przekład dzieł Szekspira od przekładów już funkcjonujących? Piotr Kamiński: Mógłbym odpowiedzieć figlarnie, że różni się osobą tłumacza, i nie byłby to wyłącznie żart. Do sztuki przekładu stosuje się czasem analogię z bliską mi sztuką interpretacji muzycznej: pianista, skrzypek, śpiewak czy dyrygent "przekładają" przecież zapis nutowy kompozytora - na dźwięki, a każdy z nich czyni to po swojemu, zarazem korzystając z pracy poprzedników i polemizując z nimi, przede wszystkim zaś, co nieuniknione, wkładając w swoją interpretację samego siebie, własny temperament, doświadczenia, upodobania i poglądy. Tłumacz czyni coś podobnego z cudzym dziełem literackim, przy czym, podobnie jak muzyk, boryka się z pewną sprzecznością: nie szczędzi wysiłków, aby stworzyć interpretację ostateczną i doskonałą, choć wie świetnie, że to niemożliwe. Jeżeli jednak sięga po raz kolejny po dzieła wielokrotnie